Komentarze: 26
A tak naprawdę zadziałał dobrze znany mechanizm - im więcej się dzieje, tym mniej piszę. A kiedy jest dobrze, nie jestem w stanie o tym napisać niczego poza zdawkowym "jest pozytywnie". Terapeucie, nawet multimedialnemu, nie opowiada się o zwycięstwach, o sukcesach... jego zadaniem jest wysłuchiwanie marudzenia, smutków i żali. Oczywiście nie tylko, ale przede wszystkim. Za bardzo przyzwyczaiłam się do takiej roli mojego miejsca w sieci.
I jednocześnie chyba niczego bardziej w tej chwili nie pragnę, niż opisania tego wszystkiego tutaj. Pewnie pomogłoby mi to jakoś rozjaśnić całą sytuację, ogarnąć i poukładać wszystkie elementy tej przedziwnej układanki. Chciałabym opowiedzieć krótką i banalną historyjkę, która być może rozgrywa się tylko i wyłącznie w mojej głowie. Chociaż w sumie nie, przecież doskonale wiem, że nie tylko w niej - i chyba właśnie dlatego nie opiszę tego. Jeszcze nie teraz. Nie żebym była przesądna... - Josephine, stało się coś cudownego... Poznałam jednego z nich.
- Jednego kogo?
- Juniora Shell Oil. Ma miliony, okulary i jacht. Młody i przystojny... Jest kawalerem i nie zaczyna od macania dziewczyny.
- No to łap go, zanim ucieknie!
- Już mi się nie wymknie. Jest uroczy. Zbiera muszelki...("Pół żartem, pół serio") God is a Muppet and life is the Muppet Show. I tym optymistycznym akcentem...