Komentarze: 18
Mieszkanie obok już nie stoi puste. Nowi sąsiedzi, świetnie - naprawdę niezły prezent imieninowy, choć trochę spóźniony. Czuje, że stosunki między nami ułożą się doskonale - zważywszy na fakt, że już dzisiejszego popołudnia uszczęśliwialiśmy się nawzajem: oni mnie monotonnymi dźwiękami młotka i wiertarki, ja ich własnym wykonaniem akustycznej wersji "Wasted years" i drżącymi od decybeli głośnikami. Na pewno się polubimy. Jak z ostatnimi sąsiadami zresztą - to, że w panice wyprowadzili się jakiś czas temu na pewno nie było moją zasługą. Ani tym bardziej mojej płytoteki.
A poza tym samotnie tak. Smutno, za dużo myśli. Żali, wspomnień i rozczarowań, że jednak nie było tak, jak miało być. I nie jest. "Trzeba czasu, trzeba cierpliwości", powtarzane jak mantra. Ile można? Jak widać długo.
Wczorajszy wieczór, M. (której anielska cierpliwość w stosunku do mojej osoby, a przede wszystkim do mojego marudzenia zasługuje na nagrodę), ckliwe kawałki z winampa i martini - mało brakowało, a złamałybyśmy swoją niepisaną zasadę nie-upijania-się-na-smutno. Ale dałyśmy radę, w końcu dzielne z nas dziewczynki.
Czuję, jak wakacyjne dni przeciekają mi przez palce... cóż, na nieszczelne dłonie chyba nie ma rady. Odbiję sobie we wrześniu - choć plany mamy tak ambitne, że praktycznie nie mają żadnych szans na bezproblemową realizację. Ale to się jeszcze zobaczy.
A żeby już nie było tak smętnie i żałośnie - ponoć stary flash, którego wcześniej nie widziałam, a który ubawił mnie niesamowicie. Tyle mojego na dziś.